„Marzenia
się spełniają” Tak brzmiące hasło słyszałem w swoim życiu chyba z tysiąc razy.
Często z różnego rodzaju dodatkami, bo przecież żeby owe marzenie się spełniło,
trzeba wierzyć! trzeba działać! Wreszcie coś robić i mieć nadzieję. Mieć
nadzieję na to, że podjęte działania przyniosą tak bardzo oczekiwany efekt.
Wtedy nasze marzenia się spełnią, a my będziemy najszczęśliwszymi ludźmi pod
słońcem. I tu powinienem wziąć głęboki oddech i zastanowić, czy to wszystko nie
obłuda. Wierzyć, pracować, brnąc choćby pod prąd, mieć nadzieję. W wierze można
się zatracić, praca może pochłonąć, brnięciem pod prąd można wszystko i
wszystkich stracić, bo przecież biorąc te słowa na logikę, to kiedy ty idziesz
w przeciwnym kierunku niż wszyscy dookoła, wszyscy coraz bardziej się oddalają,
a do tego całego zestawu jeszcze nadzieja o której nie od dziś wiadomo, że jest
matką nikogo innego jak tylko głupich. Więc pytam o co chodzi z tymi
marzeniami? Czy to tylko wyznaczniki, punkty do których dążymy, a kiedy już
dojdziemy musimy podnieść poprzeczkę, zrobić więcej, chcieć więcej. I tak bez
końca. Coraz więcej i więcej. Czy nasze życie, czy też sens tego życia opiera
się właśnie na tych punktach, które jak w grze planszowej, czy tam komputerowej
musimy zdobywać, żeby wejść na wyższy lewel. A może to po prostu zwykłe
gonienie króliczka, który często jest tak bardzo blisko, że czujemy jakby był
już w naszych rękach, a w ostatniej chwili zupełnie z nieznanych powodów ucieka
i chowa się w trawie. Gonimy! chcąc całym sercem go złapać, odnieść sukces, a
prawda choć zupełnie nielogiczna jest zupełnie inna, bo przecież kiedy go
złapiemy skończy się zabawa, a zamiast niej pojawi się pustka. Pustka, która
gdzieś od wewnątrz z całą pewnością podsycana jest odrobiną radości, bo
przecież się udało. Tyle, że z pustką przychodzi też strach. Hej co dalej? Z
całego serca czegoś pragniemy. Wreszcie się udaje. Czyli jednym słowem
króliczek został złapany. Jesteśmy szczęśliwi. Bynajmniej na początku. Aż do
momentu, kiedy uświadamiamy sobie, że owe marzenie i wyidealizowana chwila
złapania króliczka był o wiele piękniejsza w wyobraźni. I tak staramy się
często wiele lat, żeby tylko osiągnąć sukces, spełnić w jakimś sensie marzenia,
a kiedy nadchodzi dzień o którym myślało się godzinami, na myśl którego
rozpływało się w fantazjach, planowało się go, jak to będzie cudownie, jak
uroczyście, szczęśliwie. Każdy szczegół wyimaginowanego sukcesu, dnia
spełnienia marzeń. W końcu dzień nadszedł i z mydlanych baniek wyobraźni
pozostał tylko fikcyjny obłoczek. Fajerwerków nie było, dupa zmarzła na mrozie,
a w głowie urodziła się obawa co teraz? Więc zapytam jeszcze raz, czy może
chodzi tylko o tego królika, czy tam zająca? Może cała zabawa polega żeby
gonić, niekoniecznie łapać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz