czwartek, 24 maja 2012

Gonić króliczka


„Marzenia się spełniają” Tak brzmiące hasło słyszałem w swoim życiu chyba z tysiąc razy. Często z różnego rodzaju dodatkami, bo przecież żeby owe marzenie się spełniło, trzeba wierzyć! trzeba działać! Wreszcie coś robić i mieć nadzieję. Mieć nadzieję na to, że podjęte działania przyniosą tak bardzo oczekiwany efekt. Wtedy nasze marzenia się spełnią, a my będziemy najszczęśliwszymi ludźmi pod słońcem. I tu powinienem wziąć głęboki oddech i zastanowić, czy to wszystko nie obłuda. Wierzyć, pracować, brnąc choćby pod prąd, mieć nadzieję. W wierze można się zatracić, praca może pochłonąć, brnięciem pod prąd można wszystko i wszystkich stracić, bo przecież biorąc te słowa na logikę, to kiedy ty idziesz w przeciwnym kierunku niż wszyscy dookoła, wszyscy coraz bardziej się oddalają, a do tego całego zestawu jeszcze nadzieja o której nie od dziś wiadomo, że jest matką nikogo innego jak tylko głupich. Więc pytam o co chodzi z tymi marzeniami? Czy to tylko wyznaczniki, punkty do których dążymy, a kiedy już dojdziemy musimy podnieść poprzeczkę, zrobić więcej, chcieć więcej. I tak bez końca. Coraz więcej i więcej. Czy nasze życie, czy też sens tego życia opiera się właśnie na tych punktach, które jak w grze planszowej, czy tam komputerowej musimy zdobywać, żeby wejść na wyższy lewel. A może to po prostu zwykłe gonienie króliczka, który często jest tak bardzo blisko, że czujemy jakby był już w naszych rękach, a w ostatniej chwili zupełnie z nieznanych powodów ucieka i chowa się w trawie. Gonimy! chcąc całym sercem go złapać, odnieść sukces, a prawda choć zupełnie nielogiczna jest zupełnie inna, bo przecież kiedy go złapiemy skończy się zabawa, a zamiast niej pojawi się pustka. Pustka, która gdzieś od wewnątrz z całą pewnością podsycana jest odrobiną radości, bo przecież się udało. Tyle, że z pustką przychodzi też strach. Hej co dalej? Z całego serca czegoś pragniemy. Wreszcie się udaje. Czyli jednym słowem króliczek został złapany. Jesteśmy szczęśliwi. Bynajmniej na początku. Aż do momentu, kiedy uświadamiamy sobie, że owe marzenie i wyidealizowana chwila złapania króliczka był o wiele piękniejsza w wyobraźni. I tak staramy się często wiele lat, żeby tylko osiągnąć sukces, spełnić w jakimś sensie marzenia, a kiedy nadchodzi dzień o którym myślało się godzinami, na myśl którego rozpływało się w fantazjach, planowało się go, jak to będzie cudownie, jak uroczyście, szczęśliwie. Każdy szczegół wyimaginowanego sukcesu, dnia spełnienia marzeń. W końcu dzień nadszedł i z mydlanych baniek wyobraźni pozostał tylko fikcyjny obłoczek. Fajerwerków nie było, dupa zmarzła na mrozie, a w głowie urodziła się obawa co teraz? Więc zapytam jeszcze raz, czy może chodzi tylko o tego królika, czy tam zająca? Może cała zabawa polega żeby gonić, niekoniecznie łapać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz